O książce
„Irlandia albo frytki z octem czyli wspomnienia pewnego emigranta” to książka, której tytuł zdradza bardzo wiele. Hojnie okraszone humorem obserwacje życia w Irlandii, cięte komentarze i bezlitosne porównania do Polski dostarczą rozrywki i zmuszą do chwili refleksji nad niełatwym losem ludzi, którzy szukając lepszego życia setkami tysięcy opuścili Polskę po jej wejściu do Unii Europejskiej. Wyjechali, lecz czy znaleźli lepsze życie? Czy kiedyś wrócą? Książka, która rozbawi i wzruszy oraz pomoże tym, którzy wciąż są w Ojczyźnie podjąć decyzję czy wyjeżdżać.
Gdy piszę te słowa mija właśnie 6 lat, 8 miesięcy i 20 dni od naszego przyjazdu do Irlandii.
Gdy robię tę korektę do druku – 14 lat, 2 miesiące i 16 dni. Jak widać, książka trochę przeleżała w szufladzie.
Zielona Wyspa ugościła nas zacnie.
Przyjechaliśmy tutaj z moją Ukochaną – oczywiście nie mógłbym
podjąć się tego odyseuszowego zadania samodzielnie. Przyjechaliśmy, bo Najjaśniejsza Rzeczpospolita
pogardziła naszymi (i jeszcze kilku milionów innych) umiejętnościami i wiedzą. Przyjechaliśmy
korzystać z naszej edukacji i płacić podatki tutaj, a nie ku chwale i pożytkowi Rzeczypospolitej.
Możecie mi wierzyć lub nie, ale moje głębokie poczucie patriotycznej więzi z Ojczyzną mocno na tym
ucierpiało.
Po ukończeniu prawa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu mogłem wybierać w
ofertach pracy w sprzedaży bezpośredniej (coś w stylu Amway czy coś podobnego) lub pracy na innych
stanowiskach oszałamiających szybkością i perspektywami rozwoju typu „przynieś-podaj-
pozamiataj”.
Pracowałem za to przez jakiś rok jako asystent (pieszczotliwie: „asystentka”) w firmie,
której chyba wszyscy szefowie mieli nazwiska skrócone do inicjałów przez kilka lat, a prokuratura w
Ostrowie Wielkopolskim była nimi żywotnie zainteresowana. Zagubiony i zszokowany
możliwościami wyboru postawiłem na własną firmę z moim najlepszym wówczas przyjacielem.
Efekt jest taki, że nie mam firmy, przyjaciela i mieszkam w Irlandii. Natomiast moja Ukochana, po
znalezieniu mi pracy, której sam bezowocnie szukałem, altruistycznie porzuciła swoją pracę u ludzi z
inicjałami zamiast nazwisk i wspaniałomyślnie udawała, że daje się uwieść mirażom moim i mojego
najlepszego podówczas przyjaciela.